Jak Amerykanie zostali okradzeni ze złota?

W dniu 5 kwietnia 1933 roku, czyli zaledwie miesiąc po objęciu urzędu prezydenta, Franklin Delano Roosevelt podpisał Rozporządzenie Wykonawcze nr 6102 (Executive Order No. 6102), zakazujące posiadania złotych monet, złotego bulionu oraz certyfikatów złota. Jednocześnie nakazywało ono obywatelom dostarczenie całego kruszcu do Banku Rezerwy Federalnej w ciągu niecałych 4 tygodni, tj. do dnia 1 maja 1933 roku. W zamian otrzymywali oni dolary po z góry ustalonej cenie 20,67 USD za uncję trojańską.
Rozmiary kradzieży (bo inaczej nie można tego nazwać) wyszły na jaw kilka miesięcy później, kiedy w styczniu 1934 roku rząd Roosevelta wprowadził deprecjację dolara, podnosząc cenę złota do poziomu 35 USD za uncję.
Konfiskata złota była oczywistym naruszeniem prawa własności obywateli amerykańskich. Wydanie przez Roosevelta rozporządzenia przyczyniło się do utraty zaufania obywateli amerykańskich do własnego rządu. Do dziś stanowi dla nas wszystkich na świecie jasne ostrzeżenie, że władza może sięgnąć po nasz majątek.
Czego uczy nas konfiskata złota w USA za czasów Roosevelta? Przede wszystkim, musimy mieć świadomość tego, że historia lubi się powtarzać. Skoro bowiem prezydent USA, czyli teoretycznie demokratycznego państwa, dopuścił się tak wielkiej kradzieży majątku Amerykanów, to tym bardziej każdy inny rząd na świecie może również chcieć skonfiskować pod jakimś pretekstem złoto posiadane przez własnych obywateli. Zresztą zakaz jego posiadania także wprowadzono w wielu innych państwach na Ziemi (np. w PRL-u pod groźbą kary śmierci).
Mocna przecena „dolarowego” złota

Ostatnie dni przyniosły mocny spadek dolarowych notowań złota. Złożyły się na to siła dolara oraz rosnące realne długoterminowe stopy procentowe w Stanach Zjednoczonych.
W tym ujęciu zaskakuje nie tyle, że kurs złota ostatnio mocno spadł, ale raczej fakt, że tak długo się trzymał blisko historycznie wysokich poziomów. W piątek przed południem złoto było wyceniane na 1 872 USD za uncję trojańską. Od początku tygodnia żółty metal potaniał o blisko 60 USD/oz., czyli o 2,7%. Obecne dolarowe notowania kruszcu są najniższe od marca.
Patrząc w szerszej perspektywie zarówno w ujęciu dolarowym jak i złotówkowym ceny złota utrzymują się w trendzie bocznym. Od czasu rosyjskiej agresji na Ukrainę uncja żółtego metalu wyceniana jest w przedziale 7700-8900 złotych.
Natomiast licząc w USD złoto od trzech lat „buja się” w zakresie 1615-2075 USD/oz. Niedawna przecena sprowadziła nas w pobliże środka tego przedziału.
Ile z deklarowanych 314 ton złota ma faktycznie w ręce NBP?

Jeśli śledzicie krajowe newsy z rynku metali, to wiecie już, że od kwietnia Narodowy Bank Polski jest na zakupach złota. Jeśli zsumujemy tegoroczne zakupy, otrzymamy ok. 85 ton, natomiast jeśli dodamy je do poziomu wcześniejszych rezerw, dadzą nam one łącznie nieco ponad 314 ton. W zestawieniu światowych rezerw aktualne 314 ton ustawiałoby Polskę na 16. miejscu pod względem wielkości rezerw złota.
Jak powszechnie wiadomo, złoto monetarne jest idealnym elementem dywersyfikującym strukturę rezerw. W długim terminie zachowuje siłę nabywczą, natomiast przechowywane w kraju pozbawione jest ryzyka kontrahenta. Ponadto jest aktywem o bardzo wysokiej płynności, które można niemal natychmiast zamienić na dowolną walutę, a popyt na ten kruszec występuje praktycznie na całym globie.
Z deklarowanych 314 ton złota w Polsce znajduje się niemal dokładnie 1/3 z tego, a więc 105 ton. Najprawdopodobniej we wrześniu uda się jeszcze dokupić 15 ton domykając całą, 100-tonową transzę. Trzymając się deklaracji z 2021 roku, w kolejnym kroku NBP powinien podjąć działania zmierzające do repatriacji całych, tegorocznych zakupów.
Dezinflacja ręcznie wspomagana. Jak władza zaniży wrześniowy CPI
Ekonomiści jak rzadko kiedy są zgodni co do tego, że wrześniowy szybki szacunek wskaźnika cen dóbr i usług konsumpcyjnych (CPI) pokaże spadek rocznej dynamiki tego wskaźnika poniżej 10%. Będzie to więc pierwszy od lutego 2022 roku „jednocyfrowy” odczyt inflacji CPI. Rynkowy konsensus zakłada spadek inflacji CPI we wrześniu do 8,5%.
Warto pamiętać, że malejąca inflacja, czyli dezinflacja – nie oznacza, że ceny w sklepach zaczęły spadać. Do tego potrzebowalibyśmy deflacji – czyli wzrostu siły nabywczej pieniądza.

Roczna dynamika CPI czy to na poziomie 8%, 6% czy 4% wciąż jest absolutnie nie do zaakceptowania. Nie zapominajmy, że cel inflacyjny Narodowego Banku Polskiego nadal wynosi 2,5%. I że cel ten pozostaje przekroczony praktycznie nieustannie od czerwca 2019 roku.
Powiązanym wątkiem jest kwestia cenowej anomalii na polskim rynku paliw. Tutaj nie ma jawnej interwencji rządu. Jest za to działanie Orlenu, w którym pakiet kontrolny dzierży Skarb Państwa, a prezesem jest polityk partii rządzącej. Paliwo w płockiej rafinerii taniało pomimo wzrostu światowych cen ropy naftowej, oleju napędowego oraz gwałtownego osłabienia złotego w stosunku do dolara. Detaliczne ceny oleju napędowego w Polsce są obecnie zaniżane o 1,6 zł/l, a benzyny o 1-1,2 zł/l.
W perspektywie 2024 roku nie zapominajmy o proinflacyjnym działaniu niższych stóp procentowych, skokowo wyższej płacy minimalnej, osłabieniu złotego, przywróceniu VAT-u na żywność oraz bardzo ekspansywnej polityce fiskalnej zapisanej w przyszłorocznym budżecie.